Ten prawie - uśmiech... :o Czy to dyskretny sygnał, że wg twórców serialu Peterson jest winny, ale nie mogą tego dosadniej sformułować?
przy tym ostatnim ujęciu aż miałam ciary. I tez odrazu pomyślałam o tym ze według twórców jest winny. Scena 10/10
Wg mnie ten uśmiech jest niejednoznaczny jak cała historia i postać Michaela. Nie jest żadną wskazówką twórców sugerującą, że był winny. Przecież twórcy serialu przedstawili nam trzy równie prawdopodobne warianty zdarzeń dotyczące okoliczności śmierci Kathleen. Swoją drogą każda z tych scen wywołała u mnie dreszcze. Może ten uśmiech wyraża poczucie zadowolenia i ulgi, że wreszcie może być sobą, nie musi dlużej grać i nikogo udawać? Wykrzyczał w twarz Sophie, że nie chce już dłużej byc z żadną kobietą, w (wyimaginowanej?) rozmowie z żoną w noc jej śmierci (wspomnienie? wyobrażenie? projekcja rozmowy, którą chciałby odbyć, a do której nigdy nie doszło?) wyznał, że tylko raz w życiu zbliżył się do momentu, w którym mógłby być prawdziwym sobą, mając na myśli młodzieńcze, jak sam to określił, eksperymenty z kolegą. Może wreszcie odważył się zrobić to, o czym marzył całe życie?
Myślę, że wersja z morderczą sową, choć niesamowita w swym nieprawdopodobieństwie jest najbardziej prawdopodobna. Charakterystyczne obrażenia i brak pęknięć czaszki nie wskazują, aby jej śmierć były spowodowane przez człowieka (pogrzebacz uszkodziłby czaszkę). Dodatkowe dowody w postaci piór też wiele mówią. Szkoda, że córka nie zgodziła się na ekshumację.
A jednak w siódmym (chyba) odcinku dokonano zbrodni, której ofiara też nie miała uszkodzeń czaszki, mimo iż została pobita na śmierć. Według mnie sęk właśnie w tym, że każdy z trzech przedstawionych w serialu wariantów był równie prawdopodobny.
Tak, pamiętam, że to był kochanek Michaela, ale czy stwierdzono ze 100 procentową pewnością, że został pobity? Drugi zgon także był dość tajemniczy i nie do końca wyjaśniony, a ofiara miała na skórze głowy rany a la szpony.
Wielce prawdopodobne że sowa zabiła dwie osoby. W takim wypadku mielibyśmy Sowe seryjniaka. Powinni ją przesłuchać Ci z "Mindhuntera" by zrozumieć czym się kierowała mordując ludzi.
Jakoś nikt nie potrafi się odnieść do obrażeń, jakie miała ofiara, które zupełnie nie pasowały do wersji przedstawionej przez prokuraturę.
facet co chwila natyka się na martwe kobiety, zmasakrowane u podnóża schodów, w kałużach dawno zaschniętej krwi, będąc jedynym i ostatnim, który je widział żywe, twierdząc że jeszcze 5 minut temu oddychały.... - widocznie prześladuje go zabójcza sowa, która wrabia go w te "incydenty"...
A gdzie druga zmasakrowana kobieta? Ta z którą był w Niemczech nie została znaleziona w kałuży krwi.
Wersją z Sowa jako jedyna wyjaśniała krew na drzwiach, jeśli to był wypadek lub morderstwo to skąd krew na drzwiach i czemu w tym serialu podczas procesu nikt o tym nie wspomina?
Niekoniecznie ta scena. Dla mnie ten uśmiech nie jest jednoznaczny. Niby jakieś pozory zachowują, ale raczej cała historia jest poprowadzona tak, że wydaje się on być winny, a na pewno naprawdę strasznym człowiekiem. Moja opinia jest taka, że on to zrobił, nie dlatego, że był straszy tylko dlatego, że były ślady duszenia oraz dlatego, że pierwsza żona zginęła w ten sam sposób.