"Margarita Laux-Antille z pluskiem wynurzyła się z basenu, rozbryzgując wodę. Ciri nie mogła się powstrzymać, by się nie przyglądać. Widziała nagą Yennefer nie raz i nie sądziła, by ktokolwiek mógł mieć piękniejszą figurę. Była w błędzie. Na widok nagiej Margarity Laux-Antille pokraśniałyby z zawiści nawet marmurowe posągi bogiń i nimf."
Tymczasem, na widok netflixowej wersji zwraca mi się wczorajszy obiad.
jak zapewne wiecie czarodziejki za sprawa magii robily sie na boginie, magia w serialu kuleje to i postacie sa takie sobie.
Do tego wypowiada się i zachowuje jak pijana ulicznica xD Tu nie ma nawet kapki wyczucia sytuacji, nastrojów, relacji i tej magii dialogów, jaką tworzył Sapkowski
Do tego wypowiada się i zachowuje jak pijana ulicznica xD
mnie od serialu odrzuciła scena z Calanthe. No wiecie, taka nie młoda już, dostojna, mądra, elegancka, wzór kultury i obycia?
A potem zobaczyłam wejście do sali balowej tej zalanej juchą, pijanej, drącęj japę piratki. Ech... :(
Wszystkie członkinie loży wyglądają jak postaci w krzywym zwierciadle. Yennefer z Bombaju, Sabrina miss Auschwitz, Triss Merigoldenbrown...nie to, że są jakieś brzydkie, bo to przeważnie piękne aktorki, ale casting Margarity oraz to jak została napisana to cios w splot słoneczny.